Opiekun wirtualny: Bunia – bardzo dziękujemy
płeć: kocur
data ur.: maj 2007
rasa: europejski
miasto: Piekary Śląskie
sterylizacja: tak
szczepienia: tak
odrobaczenie: tak
przyjęty: 9.05.2010r.
CHIP: tak
Avatarek jest ofiarą ludzkiej głupoty: ktoś do niego strzelał, ktoś inny nie zajął się nim od razu… Efekt: kocio jest częściowo sparaliżowany. Trafił do nas brudny, cierpiący strzępek futerka, pokryty okropnymi odleżynami…
Jest bardzo łagodny, kontaktowy, grzeczny, cierpliwy. Nie protestuje przy zabiegach, które są konieczne, ale na pewno nie stanowią ulubionego punktu w programie avatarskiego dnia. To koci łamacz serc: cudnym charakterem i spokojem, podbija serca tych, którzy go spotkali. Gdy się go tylko dotknie, zaczyna mruczeć i mruczy, mruczy, prosi żeby go głaskać. Kiedy człowiek odejdzie, Avatarek wygrzebuje się ze swego legowiska, podchodzi powoli na swoich chwiejnych łapkach do człowieka i prosi – „Głaszcz mnie jeszcze!” – i znowu mruczy, mruczy, mruczy…
Przeszedł serię zabiegów, które poprawiły komfort jego życia, ale jeszcze potrzebuje wiele uwagi. Nigdy nie będzie biegał, skakał i wariował, ale naprawdę ma czym obdarować człowieka.
Jako grzeczny pacjent przyzwyczaił się do rozkładu dnia: rano i wieczorem kąpiel, potem masowanie, smarowanie, pieluchowanie albo wietrzenie… Zdarza się, że próbuje trochę oszukiwać: na widok ręcznika, kocio bierze nogi za pas (trudne w jego wypadku 🙂 ) i ucieka przed przeznaczeniem, zaszywając się w jakiejś dziurze niekoniecznie dobranej do jego – powiedzmy sobie szczerze – pokaźnych gabarytów.
Kiedy jest chłodno, przez większą część dnia odpoczywa sobie pod kaloryferem, a kiedy ktoś go stamtąd przesunie – żeby się kotuch nie przegrzał – wraca na swoją upatrzoną miejscówkę. Jeśli kota nie ma pod kaloryferem, z pewnością stoi nad miską: jedzenie to coś, co kocha:) Czasem dla zerwania z rutyną zdarza mu się pogonić innego kota 😉 Boi się grzmotów: w czasie jednej z burz trzeba go było wyjmować zza szafek.
Adria, opiekunka Avatarka, napisała tak:
“Avatar w tym roku skończył 10 lat, z czego 7 jest u mnie. Dokładnie dzisiaj, 9-go maja 2010 roku, trafił pod opiekę MiauKota i narodził się na nowo. Przyznać tutaj muszę szczerze, że nie liczyłam na tak długie życie Avatarka. Powiecie 10 lat to przecież nie dużo, ale w przypadku Avatarka to spory wyczyn. Kocurek jest kotem niepełnosprawnym. Ma niedowład tylnych kończyn i nie kontroluje swoich potrzeb fizjologicznych. Musi być systematycznie odsikiwany, odkupczany, pieluchowany, kąpany i rehabilitowany, żeby zachował jako taką formę. Razem z Avatarkiem uczyliśmy się współpracować od podstaw. To, że jego ciałko nie jest takie sprawne jak zdrowego kota, nie znaczy, że on tym kotem się nie czuje. Też chce się wspinać, też chce leżeć w łóżku…a przy kocie, który nie kontroluje swoich potrzeb jest to nie lada wyzwanie. Nawet „przyklejona” do tyłka pielucha nie zawsze daje radę
Avatar był kiedyś kotem przydomowym. Miał schronienie w garażu i systematyczne jedzonko. Całymi dniami biegał po okolicy, aż pewnego dnia ktoś urządził sobie na niego polowanie. Za pierwszym razem rana była niegroźna, śrut udało się wyjąć a Avatar dalej pędził żywot kota wychodzącego. Niestety 15 kwietnia 2010r ktoś postanowił sobie po raz drugi na niego zapolować.
Za drugim razem pocisk trafił w kręgosłup, co spowodowało natychmiastowy paraliż tylnej cześci ciała. Rana wlotowa miała około 0,5 cm i znajdowała się po prawej stronie klatki piersiowej w okolicy załopatkowej.
Pod opiekę MiauKota trafił miesiąc po wypadku, w stanie skrajnego zaniedbania, z otwartymi ranami. Prawie w ogóle się nie poruszał, nie wypróżniał, właściwie wszystko wskazywało na to, że jedynym wyjściem będzie eutanazja. Po tygodniu zaczął jeść, podnosić się na przednich łapach ciągnąc za sobą tylne tył. Zaczął się też wypróżniać: mocz niestety popuszczał i qpala też robił pod siebie. Kot wymagał intensywnej opieki. Cały umazany, obklejony odchodami, krwią, trawą. Okropnie śmierdzący. Nie można nawet było ocenić jego stanu. Czy to co widać to wypadnięty odbyt, czy „tylko” zaschnięte odchody. Gdzieś przez myśl przeszła nam nawet eutanazja, że ten kot strasznie cierpi, że nie można tak… W sekundzie jednak Avatar rozwiał wątpliwości wszystkich, kiedy zabrany na ręce zaczął głośno mruczeć, wtulać główkę pod moją pachę na zmianę patrząc w oczy z pytaniem „pomożesz mi” Na samo wspomnienie tych chwil kręci mi się łezka w oku.
Avatara udało się uratować dzięki wielu wspaniałym ludziom. Nie jestem w stanie wymienić tutaj ich wszystkich. Ogromne podziękowania należą się cioteczkom, które o Avatarku pamiętają zawsze: Edyszka, Celina, Agnieszka, Elżbieta, Anna, Solvita, Syla Ps, Arnold, Asia i wielu wielu innym Cudownym Ludziom
Bardzo Wam dziękujemy!!!
Tobie Avatarku, i sobie też, w dniu urodzin, życzę dużo zdrowia, twardych kup i żeby nigdy nam nie zabrakło pieluszek Sto lat!”
My się dołączamy do życzeń i podziękowań
Wiemy, że MiauKot ma wielu wspaniałych przyjaciół, na których zawsze mogą liczyć nasi podopieczni Dziękujemy!!!
Osoby, które chciały by dołożyć cegiełkę do MiauKotowego Hospicjum mogą to zrobić →TUTAJ z dopiskiem: hospicjum. Można również wspomóc nas rzeczowo. W każdej ilość przyjmiemy podkłady higieniczne (L, XL), pieluszki XL, środki higieniczne i dezynfekujące (proszki do prania, płyny, domestos), szampon dla kotów, ręczniczki papierowe i wilgotne chusteczki, rękawiczki jednorazowe. W razie pytań skontaktujcie się z nami → TUTAJ
Kto lubi dużo czytać, może zajrzeć również na forum miau → TUTAJ 🙂
A Avatarka prawie na live można zobaczyć ↓